Za nami mecz z naszymi Braćmi z Gdańska. Wielki mecz przyjaźni, jak określa się już od dłuższego czasu mecze naszych drużyn, jest określeniem nie na wyrost. Atmosfera poprzedzająca samo spotkanie oraz to co się dzieje po meczu powoduje, że sam mecz jest tylko dodatkiem do spotkania z Braćmi.
Mimo zimowego terminu tego spotkania do Wrocławia wybrała się bardzo liczna grupa Gdańszczan. Dwa dni przed meczem na wrocławskim Rynku, szczególnie w Spiżu było już czuć kibicowski klimat. W dzień meczu centrum Wrocławia było już całkowicie opanowane przez wspólnie świętujących kibiców Śląska i Lechii. Atmosfera dla niektórych była tak dobra, że wielu już nie jechało na stadion tylko kontynuowało świętowanie w lokalach, oglądając mecze w telewizji. Na pewno wpływ na to miała bezpośrednia transmisja w telewizji publicznej, przez co w prawie każdej knajpie można było to spotkanie obejrzeć.
Na stadionie tradycyjnie siadamy wspólnie na trybunie B, gdzie przez cały mecz dopingujemy obie drużyny. Na samym początku minutą ciszy oddajemy hołd ŚP. „Plutowi”, ponieważ tego dnia przypadała pierwsza rocznica śmierci Marka. Mimo, że był to zgodowy mecz to atmosfera tego dnia była konkretna. Fajną robotę zrobiło podzielenia trybuny na dwie części i rywalizacja, kto zaśpiewa głośniej. Ogólnie przez cały mecz lecimy wspólnie z konkretnym dopingiem. Końcówka meczu to już naprawdę była miazga, aż szły ciary. Duża w tym zasługa piłkarzy, którzy w końcówce zafundowali nam sporo emocji.
Skoro już wspominamy o tym co działo się na boisku, to trzeba przyznać, że sam mecz miał zaskakujący przebieg. Lechia, z której odeszło połowę składu i w większości ubytki zastąpione zostały młodymi piłkarzami delikatnie mówiąc nie była faworytem tego spotkania. Skazywana na pożarcie drużyna Piotra Stokowca pokazała jednak charakter i prowadziła już w tym meczu 2-0. To co wyróżniało graczy z Gdańska to przede wszystkim dyscyplina taktyczna, o czym zresztą na konferencji prasowej wspominał sam trener. W końcówce meczu obudziła się drużyna Śląska i rzutem na taśmę w doliczonym czasie gry zdołała wyrównać.
Wynik wydaje się zasłużony dla obu drużyn, ale tego dnia nikt jakoś specjalnie się nie przejmował rywalizacją na boisku. Podziękowaliśmy obu drużynom i ruszyliśmy w miasto dalej świętować najdłuższą zgodę w Polsce. Imprezy okolicznościowe odbywały się w wielu miejscach. Najwięcej oczywiście w Rynku. Jednak „główna” i największa impreza integracyjna odbyła się w jednej z zaprzyjaźnionych knajp z dala od centrum. Fajnie wyglądało wiele pokoleń zasłużonych Fanatyków z Wrocławia i Gdańska zgromadzonych tak licznie w jednym miejscu. Ten przekrój dokładnie obrazował wielopokoleniowe Braterstwo pomiędzy naszymi klubami. „Spotkanie rodzinne” przedłużyło się dla wielu do niedzieli i ostatnia duża grupa Lechistów odjechała w kierunku Gdańska nocnym pociągiem.
„Niech zgoda ta na wieki trwa”!
Widzów: 10.201 w tym około 550 Lechistów