Za nami wyjazd na mecz przyjaźni do Lublina z okazji 65-lecia Motoru. Na Lubelszczyźnie pojawiło się około 500 kibiców Śląska. Kto nie był niech żałuje. Atmosfera i otoczka całego wyjazdu była wyjątkowa. Motorowcy zadbali o to, by Ślązacy czuli się jak u siebie.
Inicjatywa rozegrania tego meczu wyszła od kibiców. W Lublinie powstało stowarzyszenie kibiców Motorowcy, z którym stowarzyszenie kibiców Wielki Śląsk od początku mocno współpracuje. Ustalono wstępne warunki i terminy, w których taki mecz mógłby się odbyć. Potem przekonany został trener, który postawił kilka warunków. Okazało się, że w tym terminie Śląsk już miał zaplanowany sparing i trzeba było parę tematów poukładać. Warunki postawione przez trenera nie okazały się problematyczne i do osiągnięcia porozumienia potrzebna już była tylko zgoda zarządu. Delegacja kibiców Śląska wybrała się do prezesa Śląska i sprawa została przyklepana. Prezesi klubów między sobą dogadali sprawy formalne i podpisano umowę, która formalnie potwierdziła, że ten mecz się odbędzie.
Do Wrocławia trafiło 500 biletów, z których zeszło ponad 300. Podobnie jak to jest w innych wyjazdach na mecze zgodowe wiele osób miało załatwione wejściówki przez ziomków z Motoru, tym bardziej, że bilety z Lublina dotarły do Wrocławia dopiero 4 dni przed meczem. Podobnie z brakiem organizacji wyjazdu na mecz tego typu. Wiele osób jechało odwiedzić znajomych. Jedni na dłużej, drudzy na krócej. Pociąg specjalny, o którym wiele osób myślało nie pogodziłby wszystkich. Każdy więc jechał na swoją rękę. Około 300 osób wybrało pociągi rejsowe. Ci, którzy jechali tymi składami opisując swoje wrażenia mówią, że podróż minęła „klimatycznie” i „jak w latach 90-tych”. Wiele osób różnie to interpretuje.
W samym Lublinie panowała atmosfera święta. Od rana na mieście było widać wycieczki kibiców Śląska i wspólne delegacje wrocławsko-lubelskie. Przed głównym meczem rozegrano mecz kibiców. Jak opisał ten pojedynek jeden z uczestników: „po jednostronnym widowisku padł remis 9-9”. Atmosfera była wyjątkowa, a po meczu nastąpiła wymiana koszulek. Zbliżał się główny mecz i w okolice lubelskiej Areny docierało coraz więcej rozśpiewanych kibiców oby drużyn. Czuć było atmosferą długo wyczekiwanego meczu. Pojawiło się po obu stronach wiele twarzy, które w ostatnich latach rzadziej widać na meczach. Byli tacy, którzy nie dotarli na stadion i integrowali się z Motorowcami w przedłużających się od piątku imprezach. Grupa pomysłowych fanów Śląska wywołała niezłe zdziwienie pod stadionem gdy podjechała pod lubelską arenę meleksem.
Na trybunach również klimatycznie. Wspólny doping na sektorze za bramką. Nie zabrakło zgodowej oprawy: „Od lat wielu, aż do świata końca Władcy Wschodu i Dolnego Śląska”. Do tego sektorówka, pasy materiału i pirotechnika. Na boisku trwał mecz, ale mało kto się przejmował rywalizacją na boisku, bo to na trybunach trwała fiesta. Czuć było atmosferę święta. Ostatecznie mecz skończył się wygraną Śląska 2-0, ale mało kogo to obchodziło. Wielu osobom po meczu przypominało się, że w ogóle mecz na boisku się odbył i po chwili refleksji pytali: „jaki w ogóle był wynik?”. Ogólnie na trybunach jedna wielka impreza.
Po meczu zabawa przeniosła się do lubelskich lokali. W mniejszych lub większych grupach wspólne delegacja fanów Śląska i Motoru umacniały zgodę. Zabawa trwała do rana. Mimo chłodnej aury atmosfera była naprawdę gorąca. Może żałować każdy kto nie był, bo to był jeden z takich meczów, na które czeka się latami. Ostatecznie do Lublina dotarło około 500 fanów Śląska. Podziękowania dla kibiców Motoru za wspaniałe przyjęcie i gościnę.